Witajcie 🙂 Jachting
zapraszam na jachting
tym razem, dla odmiany zapraszam Was na żagle 🙂 Jest to moja pierwsza przygoda z żeglowaniem – i tak mi się spodobało że mam nadzieję iż to nie ostatni raz 🙂
A zaczęło się tak. Mój przyjaciel – którego znacie już z poprzednich wpisów – Maciek, zaproponował wyjazd do Grecji na rejs .
Szybka decyzja z mojej strony i lecimy 🙂 Wszystko zostało szybko ogarnięte i w piątek rano spotykamy się na Warszawskim lotnisku Okęcie – zebrało się nas 15 osób w tym dwóch Kapitanów – Jacek i Tomek. Organizacja wzorowa, wszystko załatwione – pozostaje tylko wsiąść do samolotu i lecieć.
Pogoda w Wawie nieciekawa – kilka stopni powyżej zera i deszcz :/ Transport już na nas czeka 🙂
Mimo słabej pogody udało się wzbić w powietrze – jedyny minus to 40minutowe opóźnienie. Lot mamy z międzylądowaniem w Monachium. Niestety nie będzie czasu aby tam chwilę połazić.
Pogoda w Monachium nie lepsza niż w Polsce :/ Szybko do drugiej maszyny i już czekamy na start.
W powietrzu śniadanko, kawka, coś rozgrzewającego i już widoczki za oknem robią się ładniejsze 🙂
W Grecji temperatura znośna – 25 stopni i słońce – oj brakowało tego w PL 🙂
Z lotniska w Atenach musimy się dostać do hotelu w Kalamaki – wybieramy opcję autobus. ok 50min i 6€ za bilet i jesteśmy na miejscu.
Szybki meldunek, zostawiamy graty w pokoju i lecimy zwiedzić okolicę, w szczególności marinę Kalamaki z której następnego dnia startujemy 🙂
Plan podróży przedstawiał się tak:
Odprawa, trochę informacji ogólnych na temat bezpieczeństwa, zaopatrzenie statków i można wypływać 🙂
Cumy oddane – płyniemy w morze 🙂
Po wyjściu z portu zawiało ładnie więc od razu postawiliśmy żagle, po chwili silnik ucichł i można się było delektować szumem fal i wiatrem w żaglach 😀
Powiem Wam że jest to mega doświadczenie, zwłaszcza dla kogoś kto nigdy nie pływał 🙂
No i gdy wieje w żagle, łódka płynie pochylona – wrażenie jest nie do opisania 🙂
Czy mi się podoba? Powyższe zdjęcie powinno odpowiedzieć na to pytanie 😀
Pierwszy nocleg zaplanowany w porcie AEGINA. Po kilku godzinach byliśmy na miejscu – niestety chyba wszyscy którzy dziś wypływali też zaplanowali tu postój bo miejsc w porcie brak 🙁
Do tego tłok, sporo jachtów się kręci plus duże jednostki dla których manewrowanie w takim miejscu to nie lada wyczyn.
Pozostaje rzucić kotwicę obok portu i tam przenocować 🙂 Oczywiście zgłodnieliśmy więc szybkie ogarnięcie kuchni i obiadek gotowy. Jak smakował? Przepysznie – pomidory, oliwki, feta – wszystko świeże i mega dojrzałe – zupełnie inaczej smakuje niż w kraju.
Przez chwilę rano się zastanawiałem po co na każdej łajbie jest ponton, przecież tratwa ratunkowa jest gdzieś schowana – no i się dowiedziałem po południu 🙂 Jakoś na ląd trzeba się dostać 😀
Popłynęliśmy zatem zwiedzić małe i klimatyczne miasteczko portowe 🙂
Okazało się także że wypływając nie dostaliśmy dokumentów jachtu bez których w zasadzie nie można nigdzie wpłynąć więc rano pobudka i kierunek Kalamaki – trzeba zdobyć papiery :/
Tego dnia musieliśmy zrobić 10h trasę żeby dopłynąć do portu na wyspie Hydra 🙂
Po drodze, przez chwilę mieliśmy miłego towarzysza – samotny delfin postanowił się z nami pobawić i przez kilka minut popływał sobie wokoło naszej łodzi 🙂
Port na wyspie HYDRA jest chyba najbardziej klimatyczny i ciekawy.
Ciasno tam strasznie, ciężko przycumować ale jak już się uda no to można podziwiać widoki 🙂
Udało nam się przycumować ale do któregoś z kolei jachtu, także staliśmy jako 5 jacht i niestety nie było opcji żeby dostać się na keję bez pontonu – oj przydaje się on bardzo 🙂
Panorama portu robi wrażenie 🙂
teraz tylko popłynąć na brzeg i można iść pooglądać okolicę 🙂
Hydra to wyspa na której nie ma żadnych pojazdów silnikowych – transport towarów odbywa się na osiołkach -, rowery są zakazane i jest szereg obostrzeń na które muszą zwracać uwagę ludzie tu mieszkający na stałe. A jest ich sporo – około 2000! Na tak małym miejscu jest to wyczyn – do tego turyści i na wyspie robi się tłoczno. Wyspa nie jest duża ale podobno znajduje się na niej 365 kościołów! Nie wiem czy to możliwie ale podobno tak jest 🙂
Z góry rysuje się piękny widok na port 🙂
Schodząc na dół szukaliśmy miejsca gdzie moglibyśmy coś przekąsić i znaleźliśmy – prowadzi ją polsko-greckie małżeństwo. Tawerna Zefiros. Agnieszka, przemiła osoba zaprosiła nas do kuchni żebyśmy mogli zobaczyć co mają i wybrać co z tego byśmy chcieli. Naprawdę jedzenie było fenomenalne i nie zostawiliśmy tam fortuny 🙂 Do tego miło spędziliśmy czas i dowiedzieliśmy się trochę o wyspie. Jeśli kiedykolwiek traficie na tą wyspę – polecam odszukać to miejsce 🙂
Nocą port prezentuje się również wspaniale 🙂 i tętni życiem
Rankiem nie śpieszyliśmy się za bardzo.
Czekaliśmy na drugą ekipę która nocowała w innym miejscu. W międzyczasie zrobiliśmy zakupy i poleniuchowaliśmy trochę w promieniach porannego słońca 🙂
Ekipa dotarła, szybkie fotki, pogadanie i płyniemy dalej 🙂 Dziś w planie podróż do portu PLAKA niedaleko miasta Leonidion.
Z portu, całą ekipą wyruszyliśmy na spacer do miasta Leonidion które teoretycznie miało być niedaleko – okazało się że jednak kilka kilometrów zrobiliśmy. My we trzech odłączyliśmy się w drodze powrotnej i tak nam się dobrze szło że trafiliśmy jakąś okrężną drogę i nadłożyliśmy parę km 🙂
Miasteczko samo w sobie ładne, jest to enklawa tych co chodzą po skałkach. Patrząc na skały które górują nad miastem trudno żeby było inaczej 🙂
Powrót do mariny i mała kolacyjka. Szybkie piwko i spać gdyż jutro plan na wschód słońca 🙂
Budzik zadzwonił o 5:30 rano.
Średnio chciało się wstawać ale za nic nie mogłem przegapić takich widoków 🙂
Sporo w swoim życiu już widziałem wschodów, zachodów i powiem Wam że to się nigdy nie nudzi. Można na to patrzeć codziennie 🙂
Szybkie śniadanko i ruszamy w kierunku portu MONEMVASIA – kolejne cudne miejsce na naszej trasie 🙂
Druga ekipa wystartowała kilkanaście minut przed nami
MONEMVASIA – zwana także Gibraltarem Grecji – zaskakuje z każdym krokiem.
Miasto położone na skale wystającej z morza 🙂 Jeśli chcecie poczytać trochę o historii tego miejsca możecie poczytać o niej np. TU. Wąskie uliczki, schody i różne zakamarki – to to co w Greckich klimatach najfajniejsze 🙂 NA samą górę spokojnie da się wejść jednak polecam w miarę dobre obuwie – kamienie którymi wybrukowane są uliczki potrafią być bardzo śliskie. Ja niestety wybrałem się w klapeczkach i powiem Wam że czasem robiło mi się gorącą – chyba bardziej martwiłem się o aparat niż o to że mi się coś stanie 😉
Warto wdrapać się na samą górę gdyż widoki są przepiękne 🙂
Wczesnym rankiem wyruszamy w dalszą podróż do Ermioni.
Od samego rana nie zapowiada się żeby miało coś powiać ale za to wschód słońca na łodzi – coś niesamowitego 🙂
Bujasz się na fali, popijasz ciepłą kawę i patrzysz na to co się dzieje na horyzoncie 🙂 Zapominasz na trochę o wszystkim co Cię martwi czy zajmuje myśli 🙂
Tak jak pisałem, przez większość drogi kompletnie nie wiało, dopiero pod koniec gdy zrobiliśmy zwrot w kierunku portu dmuchnęło nie wiadomo skąd i udało się rozbujać łajbę do 8 węzłów 🙂
Ruch na łajbie prawie jak na regatach 😀 Coś pięknego gdy zaczyna ładnie wiać 🙂
Tu chyba było najsłabiej jeśli chodzi o widoki więc w ramach czasu który tu spędziliśmy poszliśmy do knajpy a potem na małe wieczorne szwendanie po mieście. Co się tam działo pozostaje off the record 😉
Rano część załogi wybrała się na targ po zakupy 🙂 niektórzy musieli troszkę odespać wieczór 😀
Przed nami ostatni punkt naszej wyprawy – wyspa POROS
Co zrobić gdy się nie zabrało nic długiego do aparatu? Można wykorzystać telefon i lornetkę 🙂
POROS – portowe miasteczko z ładnym widokiem z góry na której znajduje sie dzwonnica.
Warto tam wejść i poczekać aż słońce zawędruje za góry 🙂
No i został w zasadzie najsmutniejszy dzień – powrót do Kalamaki. Na plus to że powiało i można było po raz ostatni postawić żagle. Niestety im bliżej mariny tym morze było coraz bardziej wzburzone. W końcu żagle musieliśmy refować aż w końcu zwinęliśmy całkiem i odpaliliśmy nasz cudownie brzmiący silnik diesla 🙂
Tak czy inaczej po kajucie wszystko zaczęło latać ale obyło się bez ofiar w ludziach 🙂
Po przycumowaniu zebraliśmy całą załogę gdyż Igor – nasz „kotwicowy” – obchodził tego dnia urodziny 🙂 I taki oto prezent otrzymał na pamiątkę 😉
Cała ekipa od lewej:
góra: Janusz, Jacek (Kapitan), Kasia, Tomek (Kapitan), Seba, Karpiu, Maciek, Akme, Igor, Robert, Jacek
dół: Gosia, Kasia, Ania, Beata
Z mojej strony dziękuję Wam za to że mogłem być częścią tej wyprawy, za wiedzę którą otrzymałem oraz to że mogłem zrobić te ładne (mam nadzieję) zdjęcia 🙂
Teraz bus na lotnisko i wio do kraju 🙂
I tak to mniej więcej wyglądało. Zdjęcia tylko trochę oddają to jakie ma się wrażenia po takim rejsie. TO trzeba zobaczyć i poczuć na własnej skórze. Tym co będą mieli okazję płynąć w taki rejs a nie będą pewni czy warto, powiem krótko – WARTO!
Ja z tego rejsu wyniosłem wiele a przede wszystkim to że chciałbym nauczyć się żeglować i może to marzenie się kiedyś spełni 🙂
A Wy moi drodzy odwiedzający mojego bloga zostawcie jakiś komentarz czy Wam się podobało czy też nie 🙂
Żegnam się kawałkiem bardzo znanej szanty:
„Gdyby tak ktoś przyszedł i powiedział:
Stary, czy masz czas?
Potrzebuję do załogi jakąś nową twarz,
Amazonka, Wielka Rafa, oceany trzy,
Rejs na całość, rok, dwa lata, to powiedziałbym:
Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht,
Gdzie ta koja wymarzona w snach,
Gdzie te wszystkie sznurki od tych szmat,
Gdzie ta brama na szeroki świat.”
AHOJ!
A i taki mały bonusik 🙂 Jachting
Nooo dobre to Inspirujące zdjęcia i zachecajace komentarze, brawo Ty!
Zazdroszczę tych widoków, uliczek. Pięknie.
No i ten delfin! 😀